Artykuły

Żywizna czyli koniunkcja muzycznych planet

Żywizna | Zaświeć Niesiącku and Other Kurpian Songs, Bôłt Records 2016

 

O tym, że śpiew kurpiowski jako skarga duszy jest czymś w rodzaju polskiego bluesa przekonałem się kiedy posłuchałem po raz pierwszy nagrań Walerii Żarnochowej. Działo się to 30 lat temu i było to moje pierwsze zetknięcie z polską muzyką wiejską – kulturowy i estetyczny szok. Pamiętam, że łapiąc z trudem powietrze uwagi, bo nie rozumiałem też tekstu – „ze cech de secech” (ze trzech deseczek) itp., a jednocześnie głęboko poruszony ekspresją śpiewu, uchwyciłem się jedynej w zasięgu boi ratunkowej i pomyślałem, to chyba jest jakiś jakby blues, bo tego już trochę znałem. Tylko taki nasz rdzenny. Późniejsze przygody na żywo (wsie Bandysie, Długie) i w archiwach (więcej Żarnochowej, Brzozowy, Chorążewicz itp.) z muzyką kurpiowską tylko utwierdziły mnie w tym pierwszym wrażeniu. Nic dziwnego, że kiedy Raphael Rogiński, tak wrażliwy na pieśni duszy poliglota gitarowy, usłyszał te kurpiowskie, zachciał je od razu grać. Nie miał za bardzo wyjścia – owładnęły nim, a to za sprawą spotkania z Genowefą Lenarcik.

 

Wycinana w papierze leluja kurpiowska autorstwa Ewy Rydel ze wsi Charciabałda

 

Pani Genowefa jest córką legendarnego w kręgach miłośników i znawców muzyki tradycyjnej śpiewaka kurpiowskiego Stanisława Brzozowego [sylwetka śpiewaka w naszym Leksykonie Muzyki Tradycyjnej], którego pełny repertuar zdążył udokumentować 40 lat temu profesor Piotr Dahlig. Nauczyła się śpiewać oczywiście w dzieciństwie i młodości, przy ojcu, ale musiało minąć pół wieku, żebyśmy jej śpiew usłyszeli. A to dzięki członkom Fundacji „Muzyka Kresów”, którzy ją przypadkiem odnaleźli, nie wiedząc przy tym, że odkrywają gwiazdę, która swoim pełnym blaskiem zaświeci właśnie w koniunkcji muzycznej z Raphaelem Rogińskim. Tak, gwiazdę – nie bójmy się tego słowa, zapomnijmy, że przejechał po nim popkulturowy walec. Po pierwsze niejedna śpiewaczka miała takiego mistrza za rodzica jak Brzozowy. I co? I nic. Talent, jeśli był podobny, poszedł inną drogą. Po drugie pokażcie mi kogoś, kto po 50 latach potrafi tak zaśpiewać. Po 50 latach milczenia. A może właśnie dlatego? Bo pani Genowefa nie została na Kurpiach i nie prowadziła jak jej ojciec rolniczo-myśliwskiego, surowego, puszczańskiego, w naszym mniemaniu XIX-wiecznego życia. Żyła zupełnie zwyczajnie jak inni w jej czasach, na lubelskiej wsi, dokąd przeniosła się z mężem. Po trzecie kto był na koncercie Żywizny ten wie, że czuje się ona na scenie jak w roli, która była dla niej od zawsze pisana. Śpiewa sercem, gestami podkreślając uczucia i jakby rozgarniając powietrze na drogę dla głosu. Jest damą, a jej śpiew, jej głos zdobi ją niczym bursztyn z Rozogi. Jest sobą. Przypomina damy rebetiko jak Georgia Mittaki. Jednocześnie jej śpiew brzmi czasem wręcz po męsku, śpiewa nisko, zacienioną barwą, z chropowatościami. Słyszę jej ojca...

 

 

Płyta, która właśnie się ukazała opowiada o spotkaniu śpiewaczki z Raphaelem Rogińskim, „muzykiem z miasta”, jeśli taki skrót myślowy ma w jego przypadku sens. Jest ich dialogiem ze sobą, z przestrzenią, naturą, a również dialogiem Raphaela z kulturą, którą te stare pieśni kurpiowskie przywołują swoją oryginalną stylistyką muzyczną i tekstami. Ale nie mamy tu do czynienia tylko ze świetnie i niebanalnie zagranym akompaniamentem. Niepowierzchowna muzyczna biegłość wędrowca w czasie i przestrzeni, jaką osiągnął dzięki swojej wieloletniej aktywności Raphael Rogiński (Chopin, Bach, blues, jazz, muzyka żydowska, muzyka rdzennych mieszkańców Afryki i Ameryki Północnej) pozwala mu przetłumaczyć pieśni kurpiowskie na swój własny użytek i użytek współczesnych słuchaczy. Robi to nie dosłownie, ale oddając ich sens. Miarą mistrzostwa muzyka tradycyjnego była umiejętność zagrania do tańca każdej zanuconej mu przed chwilą przyśpiewki. Przy czym nie chodziło o to, żeby melodia była taka sama, mogła się różnić, byleby  w y d a w a ł a  się tą samą, zachowując integralny związek z oryginałem. Żywizna to nie muzyka ze ścisłą miarą taneczną, „pod nogę”, lecz pieśni, gdzie instrument towarzyszy głosowi, więc ten związek może być dodatkowo rozluźniony. W rezultacie pani Genowefa wyzwala Raphaela tą płytą na mistrza. Czuję, że jestem świadkiem jako słuchacz wzruszającego i najbardziej udanego z udziałem muzyki polskiej „skrzyżowania kultur”, gdzieś na podlesiu, w połowie drogi między podwarszawską Podkową Leśną a kurpiowską Krobią, na granicy popołudnia i wieczoru. Rysunek na mapie wydreptanych przez Raphaela ścieżek muzycznych dzięki tej płycie domyka się i układa w całość, nie wiem jaki nieznany kwiat przypomina. Ale żywo pachnie.

Skoro piszę na łamach portalu MT.pl nie od rzeczy będzie też stwierdzenie, że Żywizna godzi dwie postawy w podejściu do muzyki tradycyjnej, uważane dość powszechnie za przeciwne sobie: wierną rekonstrukcję oraz wolną adaptację, która w imię wolności twórczej nie stawia żadnych granic. Tu obecne są obydwie, a nawet i trzecia jeszcze. Płyta jest więc pod tym względem swoistym kamieniem milowym. Lub nilowym jak kto woli.

 

 

Remek Mazur-Hanaj