Artykuły

Wojtczak NYConnection Folk Five

 

Wojtczak NYConnection Folk Five, ForTune 2014

 

To bardzo solidna płyta, miejscami znakomita. Irek Wojtczak jako NYConnection zaangażował kwartet świetnych amerykańskich muzyków (Fonda/Stevens Group: pianista Michael Stevens, trębacz Herb Robertson, kontrabasista Joe Fonda i perkusista Harvey Sorgen), wzorowych w swingowaniu, ale nie sztampowych, bez obaw zapuszczających się w dziksze strony. Współczesny jazz z wystarczającym tchnieniem alternatywy, by utrzymać świeżość. Wojtczak na sopranie, tenorze i basklarnecie, pełniący rolę wiodącego solisty, jest ich równoprawnym partnerem – w zasadzie zaznaczam to dla tych, którzy wciąż uważają, że jazz europejski jest inherentnie gorszy od amerykańskiego. Jeśli jesteś zwykłym fanem jazzu, zwłaszcza spoza Polski, zapewne zauważysz, że niektóre tematy brzmią nietypowo, ale w wielu przypadkach nie odczujesz nawet śladu fuzji z muzyką etniczną. Jeśli jesteś tutejszy, może – poza ich pochodzeniem – odczujesz niepokojące tendencje w brzmieniu niektórych tematów (Kowol, Ogrywka), coś kojarzącego się z cepelią, z weselnym usia-siusia. Ale przelotnie tylko, bo zaraz porwie cię jazzowy wir. Od ballady na fortepian solo, przez duet saksofonu z perkusją po pełne combo, od energicznego uptempo (Kiej jo ide w pole) przez jazzową sonorystykę (Cztery mile) po egalitarne tutti free (Kowol) i modernistyczną pianistykę (Łęczycki).

Jeśli natomiast od dwudziestu lat zajmujesz się muzyką polskiej wsi... Rzecz bodaj w otoczce, jaka z tego rodzaju płytami się łączy, czego przejawy znajdziemy w komentarzu wydawcy. Owszem, melodie opracowane przez Wojtczaka pochodzą z polskich wsi, ale – mimo okazjonalnych przygrywek-klisz – rytmów mazurkowych na płycie nie ma, bo rytmy mazurkowe to nie tylko charakterystyczne formuły skwantyzowane w nutach. Owszem, większość tematów jest na trzy, ale jazz znakomicie asymiluje rytmy trójkowe i zaciera różnice z metrami parzystymi. W ogóle najczęściej po przedstawieniu tematu skojarzenie etniczne znika i mamy do czynienia z czystą stylistyką jazzową, nawet jeśli wykorzystywany jest materiał melodyczny czy motywiczny: aparat jazzowy „przejmuje władzę”. Na tej płycie nie ma wysnuwania improwizacji z mazowieckiego (mazurkowego) etnosu, jest wykorzystywanie jego elementów w innym kontekście idiomatycznym. Poza drobnymi przebłyskami płyta nic nie wnosi do kwestii mazurkowej improwizacji czy rytmiki – a są w Polsce twórcy, którzy je rozwijają na podstawie śladowych przekazów.

Powiem nawet, że niektóre tematy – jeśli nie dają się zintegrować z jazzową materią – brzmią trochę sztucznie. Kłopotem może być harmonizacja, która z zasady kojarzy się z kiczowatymi opracowaniami, co wiąże się z tym, że muzyka mazurkowa nie ma harmonii – podobnie jak hinduska. Piszę o tym – i o innych aspektach – obszernie w cyklu tekstów w Muzykotece Szkolnej. A może dobór melodii? Pozbawienie ich kluczowych, jak się okazuje, oryginalnych cech wykonania? Czasem chciałoby też się, żeby tematy zostały śmielej przearanżowane, jak jest w Łęczyckim, a nawet bardziej, skoro płyta idzie tak daleko we współczesny jazz.

Nie jest moją intencją bagatelizowanie pracy, jaką Wojtczak wykonał ze swoim mistrzem, Tadeuszem Kubiakiem z Łęczyckiego; dobrych chęci, zaangażowania; wtrącania w tkankę muzyczną nawiązań. Ale określanie tych utworów nazwami tańców (oberek, polka, kujon, mazurek), wklejona – urocza skądinąd – zapowiedź Kubiaka „a teraz będzie [taniec] zwany Kowalik” wydaje się nadużyciem. Powinno być (swing), (swing), może (jazz waltz)... Mogę jedynie napomknąć, że wejście w etnos polskiej wsi to długi proces i z reguły bagatelizowany przez akademickich muzyków, którzy czują, że ich umiejętności techniczne są znacznie wyższe, niż wiejskich grajków. Tymczasem nie o umiejętności techniczne chodzi, tylko o poczucie idiomu: wysokie IQ nie gwarantuje wysokiego EQ. (Tym bardziej, rzecz jasna, trudno tego wymagać od gościnnie występujących Amerykanów. Dodge this: ich jazz tyleż jest real, co oberki fake.)

Stąd – nie odwołując inicjalnych superlatyw – poczucie, że znów mamy do czynienia z tym samym, z kolejnym Kujawiak Goes Funky (podpowiedź: it doesn't). Jak wspomniałem jednak, tyczy się to sugestii komentarza, jako że domniemywać mogę tylko, jakie były intencje lidera. Bo poza tym nie ma co się przejmować: trzeba słuchać. ForTune trzyma klasę.

Antoni Beksiak